Zanim zostałam mateczką, miałam jeden nieprzejednany punkt widzenia co do zachowań dzieci w miejscach publicznych.
Uważałam, że te wszystkie rozkapryszone bachory to wynik braku wychowania nieudolnych rodziców. Pozwalałam sobie na takie drastyczne osądy, ponieważ pracowałam z dziećmi i zawsze doskonale sobie z nimi radziłam.
Dzieciaki mnie kochały i patrzyły na mnie jak na bóstwo, nie bez wzajemności, zawsze były dla mnie najwspanialszymi ludźmi na ziemi.
Nawet w momentach kiedy krzyczałam na nie z idiotycznym tekstem “zaraz z Was zostanie krew i flaki, jeśli się nie uspokoicie”. Kwiczały z radości robiąc dokładnie to czego chcę. Tabunami okupowały moje ukochane miejsce pracy i nie było dnia, żeby nie ciągnęły do mnie rodziców. Ta platoniczna, doskonała miłość z niektórymi dzieciakami została mi do dziś mimo, iż pracę zmieniłam.
“Moje Sówki” o zgrozo kończą studia i licea a ja nadal mam z nimi kontakt. Yesu jaka ja jestem stara :’-(
Dziś nie mam już tak radykalnych poglądów. Woda w usta się nabrała.
Urodziła się Hania dyktator a potem Alinka tyran ;-P
No może bez przesady, ale pewne jest jedno “charaktery” to one mają.
Pierwsza uparta, ale zrównoważona (po mamusi) druga szybsza od wiatru
i rozdarta (też po mamusi niestety)
Kiedy rodzi się dziecko, przeciętny człowiek nie jest w stanie pojąć, że taki brzdąc ma już od pierwszego dnia swój własny charakter. Upartej Hani muszę do znudzenia powtarzać co kolejno będziemy np. w sklepie robić i czego od niej oczekuje. Alince jeśli idziemy wszystkie trzy, całą drogę trąbię, że jeżeli zacznie gdzieś uciekać na pewno się zgubi a wtedy ja wpadnę w rozpacz. Zazwyczaj działa. Ewentualnie jeśli wzbudzenie litości nad matką nie przynosi efektu mówię,
że zostawiamy zakupy w sklepie i wracamy do domu głodować.
Te cudowne zabiegi, popadają w ruinę kiedy tylko na zakupy idzie z nami Pan Ojciec. Na pierwszy krzyk reaguje paniką, wszystko kupi, wszystko da, byle tylko był spokój. Powoli i jego reformuje, bo tak być nie może, że tylko ja jestem żandarmem.
I owszem nadal uważam, że wiele zachowań możemy wypracować konsekwencją swoich zachowań, wobec tego małego człowieka i meeeeeega silną wolą.
Jednak po pierwsze nie jest to takie proste, zwłaszcza w miejscach publicznych “bo co ludzie powiedzą”. Po drugie zazwyczaj nie mamy czasu i ochoty na awantury, a po trzecie brak wsparcia dobija nasze wspaniałe osiągnięcia i w sekundę tracimy to co wypracowałyśmy przez 20 minut ględzenia.
Konsekwencji i silnej woli dzieci uczą nas, mniej więcej od drugiego tygodnia swojego nowego życia. Zaczynają powolutku od domagania się noszenia (udając kolkowy płacz), potem kolejno wchodzą na wyższe poziomy wymagań, sprawdzają jak mocno można “naciągnąć tę gumkę”.
Kiedyś przyłapałam się na tym, że moje dziecko zrobiło ze mnie sługę doskonałego siedząc i pokrzykując. Zbuntowałam się, dlatego dziś po trzech i pół roku bycia mamą umiem już zachować “poker face” w sklepie, udając, że ten rozdzierający krzyk wydobywający się z mojego dziecka to muzyka 😛 Mój mąż jest mniej odporny, ale pracuję nad tym… Dlatego. Drodzy, nie oceniajcie tego wycia jako “brak wychowania”, być może rodzic właśnie walczy o owe wychowanie. Nie rzucajcie nienawistnych, niecierpliwych, karcących spojrzeń. Nam też ten ryk przeszkadza.
Super tekst czekam na więcej ❤❤❤❤