Z uwagi na wielki post, który zaczął się w środę postanowiłam wielkodusznie nie gnębić koleżanki z biurka obok i nie żreć słodyczy. Ostatnio doszłam do wniosku, że mamy układ współczulny.
Czyli ja jem a ona biedna tyje :’-D
Spokojnie Pani S., zamierzam wytrwać w postanowieniu. Przeto weekend sprawił, że muszę zrobić rachunek sumienia. Na co komu taki post, który nie prowadzi do zmiany duszy na lepsze. Nie chcę być hipokrytką. Czekolada a zwłaszcza jej nie jedzenie nie zbawią świata a już na pewno nie mnie.
Postanawiam zatem nie drzeć kopary 4o dni. No i powstrzymać swój kłótliwy jęzor.
Myślę, że będzie baaardzo trudno, ale jakiż Pan Mąż będzie szczęśliwy.
Zmiana a raczej modyfikacja postanowienia do wersji HARD CORE jest spowodowana dzisiejszym armagedonem, który przeszedł przez nasz dom.
Zawsze mówiłam “nie chwal dnia przed zachodem słońca i męża przed śmiercią”.
Nie myślałam, że to powiedzenie dotyczy również dzieci, przed trzydziestym rokiem życia.
Wszystko poszło w ruch kredki, farby, a nawet ciastolina.
Mam nadzieję, że nie tylko moje córki miewają dzień świra, kiedy nic nie jest w stanie ich zatrzymać.
Próbowałam wszystkiego żeby je dziś i wczoraj jakoś zająć.
Jednak bilans zysków i strat się nie bilansuje.
Hania na szczęście odpuściła widząc co wyprawia Alinka. A wspomniana panienka przeszła samą siebie. Wczoraj spadła z fotela na nos i czoło, co widać bo jedno i drugie ma zdarte…
I się zaczęło.
Po tym locie jakby coś w nią wstąpiło.
Dziś dwa razy Pan Ojciec uratował ją przed niechybną śmiercią.
1. Skok z oparcia kanapy o.O
2. Lądowanie na głowę z fotela (powtórka wczorajszego wyczynu)
(Tak teraz myślę, cholera może Ona w Stocha się bawi??? W końcu wszyscy mu bili brawo jak skoczył…)
To nie koniec, w przerwach tłukła Hanię na przemian z wymuszaniem od nas urządzeń elektronicznych.
Oczywiście nie byłam tylko widzem, tych kaskaderskich poczynań i aktów agresji.
W momentach kulminacyjnych darłam się jak opętana na wizję szycia w szpitalu, albo nie daj Boże gipsu.
Panu Ojcu też się oberwało, bo co taki nieprzytomny siedzi…
Nie mam usprawiedliwienia, powinnam być opanowana i rzeczowa.
Gratuluje również wszystkim, których dzieci z równowagi nie wyprowadzają.
Dajcie swój cudowny przepis, kozaki. A w zamian ja dam Wam Alinkę na taki zwariowany dzień.
Reasumując, postanowienie jest i zamierzam ze wszystkich sił go dotrzymać.
A może mi już tak na zawsze zostanie… (Daj Boże)
Będę spokojna jak tafla wody i cicha jak szum oceanu… ;-P
Kurcze to wesoło było ja to czuje ze moje dzieci dopiero dadzą mi popalić w nie dalekiej przyszłości bo jak na razie nie jest źle ☺