Po co nam dzieci?

        Dawno, dawno temu, była sobie dziewczyna, która ponad wszystko chciała mieć dzieci. Bardzo długo starali się z mężem żeby wreszcie dzieci pojawiły się w ich domu. Chodzili do lekarzy i różnych klinik, żeby ktoś wreszcie im pomógł.
Stracili nadzieję. Dali sobie spokój…

Niestety mamy teraz takie czasy, że ludzi, którzy mają dzieci bez specjalnych zabiegów i wizyt lekarskich można policzyć na palcach. Z czego wynika ten problem? Myślę, że trochę ze stylu życia a trochę z czasu kiedy wreszcie decydujemy się na potomstwo. Kiedyś matki były statystycznie młodsze niż dziś. Jedzenie nie było tak sztuczne, spryskane pestycydami, nastrzyknięte antybiotykami i genetycznie zmodyfikowane. Nie było tego pędu.

Wiele moich koleżanek i ja na czele miałyśmy ogromne problemy z zajściem w ciążę. Moja pierwsza ciąża skończyła się zanim na dobre się zaczęła a trauma tego wydarzenia towarzyszy mi do dziś.
Pamiętam doskonale ten czas kiedy byłam po poronieniu.
Wydawało mi się, że jestem gorsza. Do niczego się nie nadaje.
Patrzyłam na inne matki i zastanawiałam się dlaczego ja nie jestem w ciąży.
Te ich ciągłe narzekania doprowadzały mnie do szału. Dziś rozumiem.
Kobiecie w ciąży i z papierosem w zębach miałam ochotę zgasić tego peta na czole.
Straszne, ale prawdziwe.

Kiedyś zapytałam moją lekarkę:
Dlaczego tak jest? Przecież byłabym dobrą mamą. To tak bardzo niesprawiedliwe, że kobiety zabijają dzieci a mnie serce pęka na samą myśl o dziecku. Chciałabym to dzieciątko zabrać do domu, otoczyć najlepszą opieką i całą miłością świata.
Powiedziała mi:
Dominika, oszalałaś? Nie ma sprawiedliwości na świecie. A o tym jak bardzo życie jest niesprawiedliwe ja wiem najlepiej, bo patrzę na to codzienne w swojej pracy.

Bez dzieci, życie jest bez sensu. Po co komu to wszystko… Pieniądze, pozycja, znajomi. Wszystko jest niczym kiedy wraca się do pustego, zimnego domu.
Mimo to bardzo szanuję osoby, które znając siebie nie decydują się na dziecko.
To ogromna odpowiedzialność za drugiego człowieka a nie każdy jest stworzony do bycia rodzicem.
Można powiedzieć egoiści. Dla mnie, świadomi ludzie.
Większymi egoistami są w moim odczuciu rodzice traktujący swoje pociechy jak kolejny punkt na liście: samochód, dom, kasa, stanowisko, żona/mąż, pies/kot, dziecko…

Miewam dosyć, zwłaszcza kiedy jestem zmęczona po całym dniu, czy tygodniu pracy. Nie zawsze wszystko cudnie się układa. Czasem ktoś wyprowadzi z równowagi… Jakiś idiota zajedzie drogę. Sąsiadka skomentuje brudne okna.
Dzieci krzykiem domagają się uwagi i czegoś dla nich istotnego.
A mnie łeb pęka bo nie umiem pozbierać myśli…
Pewnie, pewnie… Każdy z nas tak ma. Życie.
Można powiedzieć sama chciałaś… Bo chciałam. Lubię wyzwania ;-P

Potem, nocą patrzę na śpiące dzieci i widzę jednak sens. Jaskrawy jak neon.
Już nie ma pracy, idiotów i wrednych sąsiadek.
Wszystko mija. Wiem, że rano te małe rączki owiną się wokół mojej szyi i zrobią mi z włosów kołtun a ja będę się czuła jak gwiazda. Kocham to.
Co z tego, że nie poleżę a do południa dwa razy dostanę zawału i raz ataku furii.
To nic nie znaczy…
Dzieci to uśmiechy Boga podarowane nam jak promyki słońca w pochmurny dzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *